Kusiciel
Wiara i Pismo Św.
Offline
Wiara i Pismo (Słowo), nie tylko, jeśli mówimy o wierze katolickiej, jest (zapewne) sztucznie stworzonym przez człowieka zbiorem wskazówek, mającym ułatwiać życie i co najważniejsze, umieranie. Bo dobrze jest wierzyć, że śmierć nie jest końcem, że cos jest po tym wszystkim... To jest piękne w wierze katolickiej...
Czy słuszne podejście? Pewnie tak, ale tu jest pytanie... Moim zdaniem, przede wszystkim, w życiu powinniśmy dawać sie to co w nas najlepsze, nie myśleć i skupiać się na śmierci, co wiara katolicka niejako forsuje. Mi się Msze Święte kojarzą bardzo martyrologicznie...
Offline
Dusza
Nie chcę urazić tutaj nikogo kto jest wierzący, lecz ja nie wierzę już od jakiegoś czasu w Boga.
Od małego wpajano mi wiarę chrześcijańską, lecz prawda jest taka, iż nigdy nie byłem w stanie tak na prawdę i szczerze w niego uwierzyć. Chodziłem do kościoła, wziąłem udział w bierzmowaniu, a wcześniej przyjąłem chrzest. Był tylko może jeden moment jak na prawdę czułem obecność czegoś boskiego, podczas sakramentu bierzmowania. Potem, jakoś to zanikło.
W sumie zgadza się, że religia uczy pozytywnych zasad moralnych, lecz jestem zdania, że nie muszę być wierzącym, by być dobrym człowiekiem dla innych.
Offline
Spec od zadawania męczących pytań i przepalania grzałek do e-petów
fromabove napisał:
[...] wiesz kiedy kończy się dzieciństwo? Kiedy człowiek zaczyna myśleć i bać się śmierci... Coś w tym jest... Przepraszam za osobisty wywód...
Nie głupie, przyznam. Coś w tym jest. Zgadzam się w pewnym stopniu.
Myślę jednak że każdy powinien wpierw dowiedzieć się co to znaczy 'otrzeć się o śmierć', tylko wtedy można poważnie zacząć się jej bać.
Offline
Kusiciel
Shoumetsu napisał:
Myślę jednak że każdy powinien wpierw dowiedzieć się co to znaczy 'otrzeć się o śmierć', tylko wtedy można poważnie zacząć się jej bać.
Ja otarłem się o śmierć kiedy facet jadący fiatem 126p stracił panowanie nad swoim autem i uderzył mnie z tyłu, kiedy ja szedłem lewą stroną szosy do domu, straciłem przytomność, wylądowałem w szpitalu, potem rehabilitacja, i dziękuję w modlitwach Bogu za to że, żyje ale nadal tęsknię za moim drugim domem, najwidoczniej Bóg twierdzi, że to jeszcze nie moja godzina
Offline
Ja także otarłam się o śmierć. Od tego dnia właśnie przestałam być dzieckiem i zaczęłam myśleć o śmierci. Bać się jej. Myśleć co by było gdybym wtedy umarła. Dziękuję Bogu, że wyszłam z tego cało. Miałam tylko kilka siniaków i całą prawą stronę otartą. Stanęło mi wtedy całe życie przed oczami.
Offline
Dusza
Jak byłam w szóstej klasie w szpitalu po operacji na nerkę do szpitala przyszła moja babcia i stwierdziła, że się za mnie modliła. A później przyszedł pijany ojciec i powiedział to samo...
Dziękować bogu za to, że miałam opłaconą (i to poważną sumą) operację i lekarzy?
Nie potrafię. Operacja co prawda się udała, ale uważam, że to bardziej zdolności lekarzy niż cud na sali.
Sam fakt otarcia się o śmierć kilkukrotnie uodpornia na jej istotę. Dosłownie mogę powiedzieć, że znam ją z widzenia i bardziej zmieniła mnie historia tych ludzi, którzy umarli a byli w moim otoczeniu, niż to, że już ich ze mną nie ma.
Zdążyłam się też przekonać, że podczas wypadków nie ma się czasu na strach, albo się racjonalnie ocenia sytuacje, a jak nie to nie jest się w stanie podejmować decyzji a czasu na zastanawianie się nie ma w nadmiarze. Chodzi mi o to, że jak widzę jadący we mnie samochód, to nie myślę o tym, bóg jest czy go nie ma tylko spierdalam z chodnika na trawnik.
Lonely.Day - Napisałaś: Byłam martwa.
Nic przyjemnego...
W sensie duchowym? Fizycznym??? o.O
Offline
To, że ludzie skupiają się na życiu pośmiertnym, zamiast godnie przeżyć swoje życie na ziemi, nie jest błędem religii, a jej wyznawców. Jak to apostoł Paweł napisał w 1Kor : 'Tak więc niech trwają wiara, nadzieja i miłość; z nich zaś największa jest miłość'.
Offline
ej... men...
to nie sztuka pieknie umrzeć... Był kiedyś taki film, jeden z moich najukochańszych z claire daines i billym cudrupem pt. 'Stage beauty'. Polecam, fajne podejscie do kwestii smierci w teatrze szekspirowskim...
Offline
Jestem katoliczką, ale co do nauk KK podchodzę sceptycznie. Chodzę do Niego tylko po to, aby być blisko z Bogiem, który bardzo mi w życiu pomógł i nie potrafię się od niego odwrócić. Jeśli chodzi o zakazy kościoła - niektóre są aż przesadne i mam je w głębokim poważaniu. Jesli chodzi o księży z którymi żyję blisko, bo należe do scholi od ładnych paru lat - to zwykli ludzie jak każdy z nas. Potrafią się smucić i żartować a nawet bawić razem z nami. Lubię z nimi rozmawiać, podobnie jak z nauczycielami. Nie unikam również tego tematu, ze lubię mroczne klimaty. Sami znajac mnie bliżej zauważyli, ze "ostrzejsza" muzyka wcale nie musi nawiązywac do satanizmu czy ateizmu. Zmieniłam poglądy bardzo wielu z nich i jestem z tego zadowolona. Ot co taki krótki/długi wywód na temat mojego wyznania xD
Offline
Gość
Jestem katoliczką, jednak drażnią mnie poglądy kościoła i księży. Stąd mój antyklerykalizm. Oczywiście, są bardzo mądrzy i cudowni księża, z którymi bardzo lubię kłócić się na tematy religijne (ot małe hobby), ale niestety to gatunek prawie wymarły.
Innym aspektem jest fakt, że wiele osób myli "wiarę" z "fanatyzmem", a to powinno się już ... może nie leczyć, ale z tym walczyć.
Mam podobne podejście. A co do innych religii ktoś mi kiedyś powiedział "każda religia jest dobra, jeśli każe czynić dobro" i tego się właśnie trzymam, żadnych bzdur o tym, że każdy kto nie wierzy w Boga chrześcijańskiego będzie potępiony itp.
Offline
Gość
Oh, ja dowiedziałam się kiedyś, że jestem ateistką, bo do kościoła nie chodzę ^ ^
Innym razem, że jestem agnostyczką, a jeszcze innym, że satanistką.
Ah ... Niektórzy ludzie są głupi
Swoją drogą dzisiaj nawet byłam w kościele (nie na mszy), aby w spokoju podziękować za zdane prawko kościoły same w sobie (jako budynek) lubię, są stare i wiele sekretów skrywają. Tracą (ciekawe jak) jednak swój urok, gdy jest msza.
Ostatnio edytowany przez Sasha (2012-09-27 18:57:57)
Sasha, częściowo się zgodzę. Gdy jest msza (chodzi mi konkretnie o kazanie) to cały ten spokój, który znajduję pryska, szczególnie, że prawie zawsze ksiądz gada wtedy jakieś bzdury, już nie wspominając o zachowaniu niektórych ludzi podczas modlitwy... aż się niedobrze robi. Ja zaś jakiś czas temu z własnej inicjatywy zrobiłam sobie małą "pielgrzymkę" biegiem na cmentarz i do pobliskiego kościoła. Było trochę ciężko, bo taszczyłam ze sobą znicze, na grób ciotki. Dodatkowo wybrałam zły dzień, bo kiedy wracałam zaczęło lać. Jednak dobrze mi to zrobiło. A żebyście widzieli miny tych ludzi, kiedy w sobotę, cała spocona i potargana wpadłam do kościoła... nie byłam pewna czy mnie poznali, ale to było bezcenne.
Offline