Jeśli chodzi o ukrywanie siebie i wygląd "dostosowany do społeczeństwa" cierpiałam przez to przez długie 18 lat.
Bo do szkoły nie można się malować, bo nauczyciele zwracają uwagę na taki wygląd i źle patrzą na to, bo zachowanie obniżone itd. Czułam się jakbym nie była sobą, miałam kompleksy, wiecznie coś mi w moim wyglądzie nie pasowało.
Nie mam zamiaru znowu się w taki sposób dostosowywać. Fakt, nie należę do nieprzyzwoicie bogatych, jak słusznie zauważył Dr. Hackenbush, tych którzy mogą sobie pozwolić na to by ciągle tak wyglądać. Od dłuższego czasu pracuję jako hostessa. Do pracy wkładam gładką, białą bluzeczkę, pazokcie maluję w łagodny french, robię bardzo delikatny makijaż, zdejmuję całą biżuterię, o zgrozo, maluję usta na różowo i robię z siebie grzeczniutką, sympatyczną, szarą myszkę. Aż żal serce ściska jak patrze na siebie w lustrze, no ale tego się nie przeskoczy, czasami trzeba schować dumę w kieszeń i się dostosować. Ale poza pracą, wszędzie, nawet na imprezach rodzinnych, czy choćby idąc nie do pracy a tylko do biura po wypłatę czy cośtam załatwić, ZAWSZE wyglądam jak mi się podoba. Nie przejmuję się nikim ani niczym, maluję usta na czarno-fioletowo, ubieram sie na czarno od stóp do głów i obwieszam toną biżuterii.
Odkąd wyszłam ze skorupki i przestałam się chować ze swoim stylem czuję się o niebo lepiej, zachowuję się inaczej. Wreszcie jestem sobą, mam więcej pewności siebie, czuję się dobrze w swojej skórze, łatwiej mi nawiązywać nowe znajomości, rozmawiać z ludźmi. Nie wyobrażam sobie by znowu do tej skorupki wrócić na stałe.
Offline
Dusza
Drogi Dr. Hackenbush- nie twierdzę, że mamy bezwiednie poddawać się temu, co świat nam dyktuje. Może źle się wcześniej wyraziłam. Sobą pozostajemy nadal. Nie da się grać kogoś innego, nie można w nieskończoność być innym niż się jest w rzeczywistości. Tak jak mówisz- kompromisy są konieczne.
Ale mimo wszystko ciągle ta myśl... idziesz ulicą, jedziesz tramwajem, autobusem, siedzisz w klubie, w pracy, mijasz ludzi i spotykasz ich na co dzień a tak naprawdę nie wiesz co w nich siedzi, jacy są tak naprawdę, co ukrywają przed światem, jak daleko zagłębili się we własny mroczny świat...
Nie chciałbyś takich bytów, mimo szczerych chęci. Jeśli nie miałeś wcześniej styczności to nie życzę nikomu. Każdy najmniejszy nawet byt jest groźny. Nie ma aniołków
Silminyel- mimo że jestem kobietą to chyba nie do końca te kobiety rozumiem. Niby wiem, że miłość do ciuchów, kosmetyków i innych pierdół, ale nie dałabym 700 zł za buty. Nawet najpiękniejsze. Też szukałam sklepów, ale większość to sklepy internetowe. Póki co planuje i zamawiam pierwsze towary. Mam nadzieję, że trafię w gusta wielu osób
Offline
Wygnany
Baudelaire napisał:
Ale mimo wszystko ciągle ta myśl... idziesz ulicą, jedziesz tramwajem, autobusem, siedzisz w klubie, w pracy, mijasz ludzi i spotykasz ich na co dzień a tak naprawdę nie wiesz co w nich siedzi, jacy są tak naprawdę, co ukrywają przed światem, jak daleko zagłębili się we własny mroczny świat...
Mało mnie interesuje „mroczny świat”, mijanych przechodniów. Zakamarki ludzkiej duszy to temat na kozetkę u psychologa. Wątpię też czy ich (przechodniów) „mroczny świat” jest naprawdę mroczny, czy raczej przeładowany frustracją, gniewem i rozczarowaniem wobec świata, stąd depresje, samobójstwa, lub zbrodnie w afekcie. W moim subiektywnym odczuciu mroczny świat to coś zupełnie innego. W związku z tym że są to moje prywatne odczucia nie będę się nad nimi rozwodził.
Baudelaire napisał:
Nie chciałbyś takich bytów, mimo szczerych chęci. Jeśli nie miałeś wcześniej styczności to nie życzę nikomu. Każdy najmniejszy nawet byt jest groźny.
Byt jest tym co istnieje, nie nazwę zatem bytem czegoś czego nie widzę, czego istnienia nie odczuwam i co jest nie potrzebne dla wyjaśnienia czegokolwiek.
Nasz świat jest światem materialnym i wszystko wskazuje na to że to co niematerialne istnieć nie może, przyjmijmy jednak że się mylę, że może istnieć coś takiego jak byt niematerialny.
Jaki zatem wpływ na materialny świat, może mieć niematerialny byt?
Jaka między nimi zachodzi interakcja?
Dlaczego coś co jest niematerialne, miało by być dla nas groźne?
Jako poszukiwacz prawdy, chciałbym zobaczyć jakąś manifestację ektoplazmy, tańczące elfy, czy ducha zeszłorocznych świąt, coś do czego mógłbym się jakoś ustosunkować.
Jednak nic z tego.
Dlatego uważam że cała metafizyka to rozpaczliwa próba wypełnienia otaczającej nas pustki.
Daremna, dodam, bo nie trzeba nam duchów, czy demonów aby ją wypełnić.
Baudelaire napisał:
Nie ma aniołków
Uwaga. Niektórzy na tym forum w nie wierzą.
Ostatnio edytowany przez Dr. Hackenbush (2014-05-22 15:38:13)
Offline
Podpisuję się pod tym wyżej xD Przynajmniej pod drugą częścią, bo co do mroku itd ,to mocno oklepany temat i ssie ;_:
Offline
Dusza
Z jednej strony mogłabym wejść w dyskusję i odpowiedzieć tak, jak czuję. Ale ponieważ uważam to za bezcelowe to pozostanę przy odpowiedzi, iż każdy ma swój własny osąd i swoje własne zdanie. I ja to szanuję.
W razie jakichkolwiek pytań i ewentualnej chęci kontynuowania dyskusji- zapraszam już prywatnie.
Offline
Wygnany
Nie ma bezcelowych dyskusji, chyba że dyskutują głupcy. Takie jest moje zdanie.
Offline
Dusza
Ja też nie chcę dyskutować na temat metafizyki, wierzeń itp. Każdy po latach wykształcił swoje ja i uważa inaczej. Ja swoje widziałem mimo, że jestem młodą osobą. Uważam po prostu, że nie należy kryć się zewnętrznie ze swoim ja. Rozumiem pracę, ale reszta "okazji" nie musi być obfita w okłamywanie samego/samej siebie (jak ładnie napisała to Silminyel) .
Offline
Dusza
Dyskusja nie jest bezcelowa. Po prostu uważam, że dyskusja ma na celu dojście do pewnych wniosków jak również ma na celu wymianę poglądów. Natomiast nie chcę odbijania piłeczki w stylu "Ty mówisz to- ja mówię tamto i nie przyjmuje do wiadomości Twoich racji".
Poza tym strasznie zmęczona jestem dzisiaj i dyskusja ze mną byłaby straszna
Offline
Wygnany
Masz rację że dyskusja ma na celu wymianę poglądów, ale niekoniecznie po każdej dyskusji należy dochodzić do jakiś wniosków. Nie chodzi też o to by przekonać rozmówcę do swoich racji, takie rzeczy praktycznie się nie zdarzają. W takiej dyskusji, w takim sporze o jakim tu mowa, należy przede wszystkim bronić tego w co się wierzy, należy utwierdzać się we własnych przekonaniach, niestety nie wszyscy to potrafią.
W minionych wiekach ludzie ginęli za swoją wiarę, my dziś, nie potrafimy naszych przekonań obronić nawet w dyskusji.
Deathboy trafił prawie w sedno kiedy napisał (w innym wątku) „wytykam błędy rozumowe materialnym racjonalistom.” tylko że wcale tego nie robi.
A odbijanie piłeczki to pejoratywne określenie wymiany poglądów.
Ostatnio edytowany przez Dr. Hackenbush (2014-05-23 17:06:06)
Offline
Dusza
W dzisiejszych czasach dyskusja między dwojgiem ludzi wygląda właśnie jak to odbijanie piłeczki, tylko z ta różnica, że piłeczkę odbijamy toporem. Nie lubię agresywnych dyskusji. Takiego rzucania błotem i wykrzykiwania jaki to przeciwnik jest zły. Po prostu dzisiaj już mamy nadmiar technologii, w Internecie każdy jest mądry a niekoniecznie kulturalny. Myśl, że przed atakiem innych broni as szklany monitor jest pocieszająca i dostarcza coraz częściej adrenaliny i chęci do agresji. A uważam, że wytykać komuś błędy można również w kulturalny sposób. Zdarzają się takie dni, gdy nawet tak się nie da- tak jak ja wczoraj Wtedy zazwyczaj trzeba wyłączyć komputer a zająć się czymś mniej wymagającym wdrożenia agresywnych uczuć- ja wybieram wtedy książkę. Tą papierową, prawdziwą, choć z Kindle tez korzystam w mieście lub na wyjazdach
A poza tym- dlaczego nie lubisz Deathboy'a ? Ok, może to złe określenie, ale takie odniosłam wrażenie czytając forum. Tylko za poglądy i niestosowanie się do własnych słów? Często wielu z nas mówi jedno, robi drugie a myśli trzecie. Czasem nieświadomie.
Życzę miłego weekendu
Offline
Wygnany
Nie mam żadnych powodów by nie lubić Deathboy`a, czy kogokolwiek na tym forum.
Myślę inaczej, mam inne poglądy i nie zamierzam za to nikogo przepraszać.
Offline
Gość
adamwilliams napisał:
Jeśli chodzi o ubiór to sam się z nim nie kryję. Zgodzę się, że w pracy trzeba wyglądać schludnie, ale gdy z niej wyjdę przebieram się w to, co lubię.
Cóż, w pracy czasem wymagają przebrania się, na poczcie był to strój służbowy, a teraz zakładam fartuch ochronny i chodzę zamiast w glanach w obuwiu spełniającym wymogi BHP pracodawcy (nawet wygodne, najczęściej ma się to na nogach 12 godzin i nie przeszkadza nic).
Choć jak się zatrudniałem, na rozmowę przyszedłem ubrany jak na metala przystało - wszystko czarne, rozwalone glany, łańcuch i kostka na plecach:) No prawie wszystko, katana z obciętymi rękawami czarna nie jest, a niebiesta, miałem taką drugiego dnia, bo było chłodniej. No i nie przeszkadzało to jakoś w podjęciu zatrudnienia (magazyn). Tyle że to było biuro pośrednictwa pracy tymczasowej, jeśli to coś zmienia.
Fanatyczka XIII. Století
adamwilliams, mam takie samo podejście. Teraz się cieszę, że przez dłuższy czas będę miała robotę, w której nikt się nie czepia mojego wyglądu. A jeżeli muszę gdzieś wyglądać normalnie, miłym odczuciem jest dla mnie to, że mam na sobie zawsze coś, czego nie zdejmę, a co wyraża mnie - tatuaż.
Offline